Konie pasły się na ogrodzonej łące. Swołek z łatwością przeszedł pod balustradą i zagwizdał. Na ten znak jeden z nich, biały z czarnymi plamkami na całym ciele jak krowa, podbiegł do niego i zatrzymał się obok, wzbijając ziemię kopytami.
– Witaj Łaciatku! – pozdrowił go Swołek.
– Prrr! Witaj Swołku! – odpowiedział koń, dotykając go pyskiem. – Co tu robisz? Nie powinieneś zabawiać turystów? Robić psikusy paniom z muzeum?
– Chciałbym – odpowiedział ze smutkiem Swołek. – Ale zgubiłem moje wspaniałe rogi! Proszę cię, Łaciatku! Nie wiesz, gdzie mogą się znajdować?
Koń przekrzywił głowę i przez chwilę się zastanawiał.
– Ja nie wiem – odpowiedział w końcu. – Cały dzień od rana biegam po łące, jem owies i pozwalam się głaskać ludziom. A po południu znowu jedziemy na przejażdżkę wozem z turystami! Wyobrażasz sobie? Znowu zobaczę te wszystkie kwiatki…
– To wspaniale – przerwał mu Swołek, poruszając uszami ze zniecierpliwieniem. – Ale pytałem o rogi, pamiętasz?
– No tak – przyznał zawstydzony konik. – Ja niestety nie wiem gdzie one mogą się znajdować. Ale idź do Zagrody Albrechta, spytaj owiec, może one coś wiedzą?
– Tak zrobię – zgodził się Swołek. – Żegnaj, Łaciatku!